2 Obserwuję
Iwona1

Iwona1

Teraz czytam

Tudorowie. Prawdziwa historia niesławnej dynastii
G.J. Meyer
Lancasterowie i Yorkowie. Wojna dwóch róż
Alison Weir
Krawędź wieczności
Ken Follett
Przeczytane:: 31 %

Biała księżniczka

Biała księżniczka - Philippa Gregory Kolejna odsłona wojny kuzynów w piętnastowiecznej Anglii, tym razem w wykonaniu Philippy Gregory. Chociaż skończyła się Wojna Dwóch Róż, zaczęły rządy nowego władcy Henryka VII, który ma dać początek nowej dynastii Tudorów, w kraju wrze. Król Henryk nie cieszy się popularnością, zresztą sam nie wierzy, że potrafi porwać ludzi za sobą, tak jak to robił bez żadnego wysiłku król Edward IV, ojciec jego żony Elżbiety York i brat Ryszarda III. Nawet ślub z potomkinią rodu York, nie przynosi mu spokoju. Pełen bojaźni, niepewny siebie, wietrzący zewsząd zdradę, nieufający nikomu poza matką, z niepokojem przyjmuje powtarzające się pogłoski o cudownym odnalezieniu syna króla Edwarda, który jako młody chłopak został wraz z bratem Edwardem zamknięty przez swojego wuja króla Ryszarda w Tower (przez lata Ryszard uważany był za mordercę chłopców, chociaż obecnie zdjęto już z niego piętno potwora i ukazywany jest zupełnie w innym świetle). W kraju wybuchają zamieszki, ludzie masowo uciekają od Tudora, obce mocarstwa wierzą, że pretendent do tronu Anglii ma większe do niego prawo niż Henryk. Philippa Gregory snuje swoją opowieść ustami Elżbiety York. To ona opowiada o pierwszym spotkaniu z królem, jej początkowej nienawiści i pogardzie do tego, który zabił jej ukochanego Ryszarda, a który ma zostać jej mężem, o powolnej zmianie uczuć, które niepostrzeżenie zamieniają się w sympatię, a potem coś na kształt miłości, żeby z powrotem, wraz z biegiem wydarzeń zamienić się w pogardę, a może nawet litość. Wydaje się, że Henryk też zaczyna kochać Elżbietę, chociaż sama Gregory pod koniec powieści wykazuje się w tym względzie niekonsekwencją. Elżbieta jest rozdarta między uczuciami do matki, która wciąż knuje spisek przeciw Tudorowi, a tym samym przeciw własnej córce i wnukom, a powinnością i lojalnością żony, miłością do własnych dzieci. Kiedy pojawia się pretendent do tronu, dla jego dobra zmuszona jest skrywać swoje uczucia. „Nie, nie poznaję go, nikogo mi nie przypomina. Pragnę jednak, byśmy zachowali ostrożność. Przez wzgląd na nasze dzieci. Najjaśniejszy panie… mężu… Grozi nam, że stracimy pierworodnego syna, zanim ten wejdzie w wiek męski. Grozi nam, że stracimy wnuka. Może być tak, że naszą spadkobierczynią zostanie dziewczynka, która będzie ostatnia z naszego rodu, po niej nie ostanie się po nas już nic. Wszystko, cośmy osiągnęli, wszystko, cośmy wycierpieli może prowadzić do królowej Dziewicy, bezpłodnej monarchini, po której czeka nas… nicość.” Elżbieta przypomina klątwę sprzed lat, kiedy zniknęli jej bracia, którą wraz z matką nałożyła na tego, który odebrał im chłopców i pozbawił ich życia. „Chciałyśmy, ażeby […] sam też stracił młodo syna, a później wnuka. Ażeby jego jedyną spadkobierczynią została w końcu dziewczynka, która okaże się bezpłodna, dzięki czemu jego ród wyginie.” Autorka przyznaje w posłowiu, że jest to opowieść fikcyjna, opierająca się na wydarzeniach, które mają swoje potwierdzenie w źródłach historycznych. Zagadka chłopców uwięzionych w Tower do dzisiaj nie została rozwiązana i wciąż jest wiele spekulacji na temat tego, co się stało z książętami. Jedną z nich, opartą na wielu domysłach i niedopowiedzeniach przedstawia w tej książce Gregory. Książka, pomimo pewnych dłużyzn i wciąż powtarzających się wypraw Henryka w celu stłumienia spisków i pozbycia się kolejnego pretendenta do tronu, podobała mi się. Trochę drażniły mnie, niestety, dziwolągi językowe w polskim tłumaczeniu, takie jak: swak, snecha, szurzy, paszenog, świeście. Wiem, że są to staropolskie określenia stopnia pokrewieństwa, ale kto je dzisiaj zna i rozumie? Może nie mam racji, może powinno się je popularyzować, ale mnie denerwowały.