Efekt domina. Bile sunące po zielonym suknie, zderzające się ze sobą, w wyniku tego zmieniające kierunek swój i każdej innej bili, którą napotykają… Jeden nieszczęśliwy wypadek wywołuje ciąg kolejnych tragicznych wydarzeń. Ten człowiek był zupełnie normalnym mężczyzną, jak sam siebie określa. Pijany wsiada do samochodu i zabija nastolatka wracającego w nocy poboczem do domu. Fakt – miał pecha, bo pogoda była fatalna, a prawdopodobieństwo, że o tej porze poboczem będzie ktoś szedł, było niewielkie. A jednak… Ale też nie pierwszy raz wsiadł do samochodu w tym stanie. Zadziwiające jest wypieranie ze świadomości, z pamięci, tego co zrobił. Zapomnieć o wypadku i żyć dalej, jak gdyby nic się nie stało. Ktoś jednak nie pozwala mu zapomnieć. Jakże cienka jest granica między byciem człowiekiem niewinnym a zabójcą. Niestety, kolejny krok i następny to świadome już działania skutkujące pozbawieniem życia ludzkiego. „Każdy z nas, jak jedna z wielu kul, toczy się po równej, zielonej powierzchni. Prędkość i kierunek są ustalone, ale nie sposób przewidzieć, co się zdarzy, kiedy się zderzymy i potoczymy w innym kierunku. Wszystko jest z góry określone, ale nie możemy niczego przewidzieć, po drodze oddziałuje zbyt wiele czynników…” Temat ciekawy, ale nie byłam tą książką zachwycona. Czegoś mi w niej zabrakło, ale nie potrafię sobie uświadomić czego. To jest pierwsza powieść Nessera, którą przeczytałam i myślę, że nie jest też ostatnia, spróbuję jeszcze. Niestety – fajerwerków nie było.